Vientiane – najmniejsza ( 180 tys ludz ) I najspokojniejsza stolica swiata , jesli porownac Vientiane do innych azjatyckich stolic to wydaje nam sie ze wyladowalismy gdzies na koncu swiata. Oczywiscie sa tu tuktukowcy , azjatycki gwar , garkuchnie ale na skale nieporownywalnie mniejsza. W architekturze widac wyrazne wplywy kolonizacji francuskiej , mozna kupic pyszna kawe i croiasanta oraz bagietke , miejscowi z zapamietaniem graja w petanque czyli boule , az trudno uwierzyc ze Laos to najbardziej zbombardowany kraj na swiecie . Nie laotanczycy , nie europejczycy jednak tu teraz rzadza , wiekszosc biznesow poczynajac od sklepow , restauracji a konczac na fabrykach jest w rekach towarzyszow chinskich oraz wietnamskich , ktorzy czuja sie jak w domu . Wyglada na to ze regulacje dotyczace narkotykow w Laosie nie sa bardzo surowe , co drugi tuk-tukowiec proponuje sprzedaz ziela , konspiracyjnie wolajac : mister , mister i pokazujac na migi palenie , zdarzaja sie tez tacy ktorzy proponuja przygode z miejscowa lady , w odroznieniu od Tajlandii profesja ladyboya nie jest tu zbyt popularna i nie natykam sie na nich co druga ulice.Vientiane jest git aby odpoczac , pojsc na dobra kolacje , do wyboru kuchnia laotanska , tajska , europejska , indyjska , turecka , wypic slawne Laobeer siedzac w jednej z knajpek nad Mekongiem . Co do ogladania to nie ma za duzo highlightow , chyba ze ktos ma swira na punkcie buddyjskich watow . Ja na obecnym etapie podrozy czuje wewnetrzny opor przed udaniem sie do kolejnego watu i od dluzszego czasu omijam je szerokim lukiem . Trzy dni spedzone w Vientiane to chyba jednak wystarczy i powoli kieruje sie z powrotem na poludnie do granicy z Kambodza , na 28.12 musze byc w Phnom Pehn . Mysle ze swieta spedze jezdzac skuterem po Bolevan Platoue ogladajac plantacje kawy i cherbaty , bedzie troche inaczej niz zazwyczaj .