Droge z Vientiane do Thakhek pokonalem standardowym laotanskim autobusem co oznacza sredni godzinowy przebieg 40 km , czeste postoje na sikanie , jedzenie itp . Tym razem na dachu autobusu zmiescily sie dwa skutery , dwie maszyny do ciecia drewna ( do teraz zachodze w glowe jak oni je tam wciagneli ) , martwy prosiak i miliony kartnow , tobolkow itp . Jedna z atrakcji lokalnego autobusu jest mozliwosc obejrzenia i wysluchania najnowszych teledyskow wyprodukowanych przez laotanski i tajski przemysl muzyczny . Niestety ale fanam nie zostalem . Wiekszosc utworow jak mozna sie domyslic po teledysku traktuje o milosci i to zazwyczaj o tej nieszczesliwej. Czy pamietacie jeszcze ze starych czasow takie sztywty do nosa o zapachu mocno mietowym , jesli tak i zastanawiacie sie gdzie one zniknely to podpowiadam – azjaci wykupili i zalali nimi swoje rynki , tutaj wiekszosc kolesi ma taki sztyft przy breloczku z kluczami i pociaga sobie co jakis czas.Thakhek okazal sie zakurzona miescina jakich wiele nad brzegiem Mekongu . Jedynym turystycznym plusem tej miejscowosci jest to ze sluzy ona jako baza wypadowa do kilkudniowych wypraw skuterowych podczas ktorych mozna eksplorowac jaskinie i piekne pobliskie gory . Nie bylo to jednak w moim planie i po dwudniowym pobycie poswieconym na kurowanie sie ( chyba zlapalem jakiegos wirusaa w Vientiane bo czuje sie srednio ) ruszam dalej do Pakse .Majac na uwadze zblizajace sie swietna postanowilem zafundowac sobie w Thakhek takie miejscowe spa . Spa zazwyczaj znajduje sie na poboczu drogi w szopce z desek i zakres uslug obejmuje : strzyzenie , w moim przypadku fryzura nieskomplikoana na mnicha buddyjskiego , nastepnie golenie brzytwa ( polecam tylko chlopakom o mocnych nerwach , mimo tego ze miejscowi raczej nic do bialasow nie maja to uczucie gdy gosc przejezdza brzytwa po gryce jest dziwne ) , nastepni zostajemy przekazani w rece Pani laotanki ktora wytnie nam wlosy z nosa i przy pomocy czolowki zagladnie nam w uszy aby sprawdzic czy i tam przydaloby sie szybkie czyszczenie , nastepnie juz tylko masaz twarzy i glowy , potem mycie glowy i jestesmy nowka sztuka , cena 2.5 dolara Wiec teraz ostrzyzony i ogolony gotowy jestem na swietowanie , ktore odbedzie sie prawdopodobnie w Pakse , na stole najprawdopodobnie dania indyjskie i piwo Laobeer , moze zafunduje sobie jeszcze wyjadkowo strzala laolao czyli miejscowego bimbu a potem lulu i nastepnego dnia skuterkiem na plantacje kawy i cherbaty. Podejrzewam ze u wiekszosci z Was swieta beda jednak bardziej tradycyjne , wiec zycze wszystkim duzo prezentow i spokojnych swiat .ps Trzeba Wam wiedziec ze laotanczycy to wielkie pieknisie , wiec w/w spa ma duze wziecie , szczytem mody dla miejscowych bawidamkow sa dlugie paznokcie spilowane w szpic ala szpon , moze warto te mode wprowadzic do Polski :)