Po raz kolejny w Pakse I tym razem spotkala mnie duza niespodzianka . Byl dzien wigili kiedy sie meldowalem w hostelu Sabadi2 i nagle za plecami uslyszalem ”Wesolych Swiat” odwracam sie ale zadnego Polaka nie widze sami lokalsi . Po chwili okazuje sie ze ojczyste slowa slowa plyna z ust starszego Pana , laotanczyka , wlasciciela hostelu Pana Vonga . Pan Vong studiowal w Polsce pomiedzy 1961 a 1971 i ciagle bardzo dobrze mowi po Polsku . Takze w ten wigilijny wieczor udalo mi sie pogawedzic po naszemu z bardzo milym i dystyngowanym Panem – duza niespodzianka , przyznaje .
Nastepnego dnia wypozyczylem skuter i pomknalem na przeglad wodospadow i okolicznych plantacji kawy i cherbaty . Wodospady na kolana nie kladly , ale pierwszy raz ogladalem plantacje kawy i bylo na co popatrzec. Skuterek mknal az milo z powalajaca predkoscia 45-50 km/h , sloneczko swiecilo i bylo git do mementu jak wjechalem na wysokosc okolo 1300 mnp i zrobilo sie kur.....sko zimno , a ja niezbyt przygotowany na chlody , z cieplych rzeczy koszula i krama . w pewnym momencie predkosc podrozna spadla do 30 km na h , a ja trzeslem sie jak opetamy , od niechybnej smierci uratowal mnie market w pierwszej napotkanej miescinie a tam miejscowy szmateks , gdzie po chwili przebierania w stercie ciuchow bo wszystko bylo lekko przymale udalo mi sie wybrac kurtke i rekawiczki , koszt 6 dolcow i moglem ruszac w dalsza droge z bananem na twarzy. Nocleg wypadl mi w miejscowosci Tadlo , polozonej w poblizu jednego z wodospadow . Wynajalem tam bambusowy bungalow ( cena okolo 3,5 dolca ) tzw basic czyli tylko wyrko i cztery sciany . Mimo tego ze miejscowosc ta zyje czesciowo z turystow to bungalowy wplecione sa pomiedzy prawdziwe domostwa gdzie zyja i pracuja miejscowi , mozna wiec z bliska przygladnac sie zyciu na laotanskiej wsi . Moja wizyta wypadla akurat w niedziele , czyli dzien odpoczynku , polowa meskiej populacji zebrala sie przy miejscowym spozywczaku wyposazonym w tv na ogladanie walk muay-thai z Bangkoku , bylo duzo piwa , zaklady pieniezne o to kto wygra walke i ogolnie emocji co nie miara wyrazanych radosnymi okrzykami , zwlaszcza po kilku Laobeer . W tym samym czasie kobiety siedzialy na przydomowych laweczkach palac tyton zawiniety w liscie bananowca i plotkujac . Dnia nastepnego o 6 rano zbudzilo mnie wycie wioskowego radiowezla okazalo sie zo to miejscowy wojt codziennie rano poprzez radiowezel imformuje miejscowa ludnosc o wydarzeniach w Laosie i na swiecie oraz o waznych rzeczach ktore sa do zrobienia we wsi w dniu dzisiejszym . I po co komu gazety jak sie ma takiego wojta , tylko dlaczego o 6 rano. Droga powrotna do Pakse uplynela bez wiekszych niespodzianek , tym razem pogoda byla laskawa i cala droge swiecilo przyjemne sloneczko . Powtornie jestem w hostelu Sabadi2 a jutro rano ruszam w calodniowa autobusowa podroz do stolicy Kambodzy.