W ostatni weekend zmuszony bylem wykonac tzw. Visa run , czyli szybki skok do kraju sasiedniego a nastepnie powrot w celu uzyskania nowej wizy .
Ale po kolei . Przybywajac do Kambodzy otrzymujemy wize turystyczna wazna 30 dni , ktorej koszt wynosi 20 dolarow. Mozemy tez wczesniej aplikowac o tzw e-vise ( tez 30 dni ) dostepna przez internet (http://evisa.mfaic.gov.kh/ ) , ktorej koszt wynosi 20 dolarow plus 5 dolarow oplaty manipulacyjnej , platne karta . Nalezy tylko pamietac ze e-visa nie jest honorowana na wszystkich przejsciach granicznych. Wykaz przejsc akceptujacych e-vise znajdziecie pod w/w adresem internetowym.
Jezeli chcecie zostac w Kambodzy dluzej niz jeden miesiac mozecie przedluzyc swoja wize turystyczna ale tylko jeden raz . Koszt przedluzenia to okolo 42 dolary i wiekszosc biur turystycznych ma w swojej ofercie taka usluge. Mozna tez starac sie o przedluzenie samemu ale bedziemy musieli przedzierac sie przez urzednicze problemy i zaoszczedzimy tylko kilka dolcow. Jezeli chcecie zostac jeszcze dluzej to pozostaje Wam visa run.
Mozna tez wjezdzajac do Kambodzy postarac sie o wize biznesowa , co podobno nie jest bardzo trudne i prowadzenie tu interesu nie jest wymagane. Plusem wizy biznesowej jest mozliwosc jej corocznego przedluzenia w nieskonczonosc . Koszt takiego przedluzenia to okolo 280 dolarow i jest to wiza z mozliwoscia wielokrotnego przekraczania granicy.
Oczywiscie czesto na przejsciu granicznym oplaty za wize rosna , czytaj jestesmy zmuszeni placic drobne lapowki pracujacym tam pogranicznikom.
Przejscia graniczne pelne sa tez masy naciagaczy , ktorzy chca wysepic od nas kase na rozne sposoby , a to za wypelnienie wniosku wjazdowego , a to za ominiecie kolejki. O ile naciagaczy mozemy olac i spokojne zalatwic wszystkie formalnosci samemu to walka z umundorowanymi pracownikami zazwyczaj sie nie oplaca. Lapowki ktore zadaja to zazwyczaj 1-2 dolary , a jezeli bedziemy stanowczo odmawiac to moga nam mocno utrudnic przekraczanie granicy , przetrzymujac nasze dokumenty nawet przez kilka godzin , a niestety w kraju tak skorumpowanym jak Kambodza nie mamy sie komu poskarzyc.
Moj visa run wygladal nastepujaco , w sobote rano wsiadlem a autobus w Phnom Pehn ( cena okolo 6 dolarow )i po okolo 6 godzinach dotarlem do Koh Kong , sennego i brudnego przygranicznego miasteczka. Zameldowalem sie w gesthausie Paddys ( nie ma nic wspolnego z Irlandia , Paddy to miejscowy wlasciciel ktory uwielbia Boba Marleya i ziele hodowane przez jego brata). Gesthaus jest tani ( pokoj 4 dolce ) i warunki oferuje raczej spartanskie . Wlasciciel jest bardzo przyjacielski , wieczorem mozna tu wypic piwo i zrelaksowac sie razem z nim.
Po wypozyczeniu skutera udalem sie w strone granicy , ktora lezy w odleglosci okolo 10 km , zaparkowalem moto po stronie Kambodzanskiej i udalem sie stawic czola przeciwnoscia losu.
Granica miedzy Tajlandia a Kambodza kolo miejscowosci Koh Kong nie cieszy sie najlepsza opinia wsrod turystow i uwazana jest za miejsce mocno skorumpowane.
Ja nie mialem wiekszych problemow z formalnosciami . Oczywiscie musialem zdecydowanie splawic naciagaczy , odczekac swoje w kolejce , poszwedac sie 5 minut po terenie Tajlandii a nastepnie wrocic do Kambodzy gdzie podbito mi moja e-vise i zezwolono na pobyt przez kolejne 30 dni. Co mocno mnie zaskoczylo udalo mi sie ominac wszystkie ekstra oplaty i tym razem nie zaplacilem ani centa lapowki .
Po powrocie do gesthausu wieczor spedzilem na piwkowaniu , rozmowach i testowaniu produktow brata wlasciciela. Bylo bardzo milo a nastepnego dnia wskoczylem w autobus i wieczorowa pora bylem juz w Phnom Penh.
Co do Koh Kong to samo miasteczko nie ma wiele ciekawego do zaoferowania, jest brudne i brzydkie . Duzo lepiej prezentuje sie otoczenie czyli piekne porosniete dzungla gory Kardamonowe , ktore sa warte obejrzenia.