No i gorzej sie nie moglo zaczac . Najpierw w Dublinie ledwo zdazylem na samolot do Madrytu ( w Irlandii zaczely sie ferie dla dzieci i lotnisko przezywalo mega oblezenie ), ale to byl dopiero poczatek nieszczesc - czekam na odbior mojego bagazu w Madrycie i czekam i czekam i nic . Pie..... Ryanair zgubil gdzies moj plecak a ja za 3 godz mam samolot do Brazylii , ku..rwa . Nic to ide po odbior boarding pass na lot do Brazylii a mily Pan mowi mi ze musze posiadac jakis bilet potwierdzajacy ze opuszcze Brazylie , no to ide do TAMa i kupuje za jedyne 300 euro bilet lotniczy relacji Sao Paulo - Buenos Aires , szczegol ze wogole nie mam zamiaru byc w Sao Paulo . Jedyna nadzieje ze uda sie ten bilet zwrocic w Brazylii i odebrac kase . Po przedstawieniu tego biletu moge w koncu sie odprawic i leciec do Salvador de Bahia . Lot calkiem ok , warunki dobre , zlecialo calkiem szybko . Wysiadam w Salvador i dostaje w twarz upalem i jenym wielkim krzykliwym tlumem . Plan byl taki aby pojechac autobusem z lotniska do hostelu ale szybko rezygnuje z tego planu ogladajac nocne otoczenie brazylijskich miast . Taksowka za jedyne 80 Reali i jedziemy przez miasto , ktore na razie budzi we mnie niezla groze . Taksowkarz ma w du...
przepisy , problemy ze znalezieniem adresu , ale w koncu jest miejsce gdzie powinien znajdowac sie moj hostel , no wlasnie powinien , czeski film , hostelu nie ma , dobrze ze obok sa jakies pokoje i bardzo mily Alesandro ( napakowany jak Pudzian ) zabiera mnie szybko z ulicy i daje pokoj za jedyne 120 Reali - coz ceny karnawalowe . W takim tempie szybko bede musial oglosic sie bankrutem . No coz , suma sumarum wazne ze bezpiecznie . Zasypianie idzie jak po grudzie , szkoly samby cwicza przed karnawalem cala noc , biegaja jakies male jaszczurki , jak zabilem chrabaszcza latajacego po pokoju to zaraz znalazly sie male mrowki ktore zaczely go zrec . Bajeczka :)