No i w poniedzialek ucieklem z zatloczonego Salvadoru na wies . A zaczelo sie od kolejnej nauczki po tytulem - Jak sie robi glupich gringo w konia . A mianowicie kupilem bilet na autobus , bilet byl na konkretne siedzenie ale w zwiazku z tym ze w autobusie bylo kurewsko goraco postnowilem poczekac na zewnatrz i wsiasc chwile przed odjazdem . Jak pomyslalem tak zrobilem i co? na moim miejscu siedzi stara bezzebna brazylijka i sie tylko do mnie szczerzy . Rozgladam sie do okola tylko jedno miejsce wolne , a wszyscy rechotaja bo koles z ktorym mam siedziec jest rozmiaru Grubaska ( dla niewtajemniczonych moj wspollokator z Dublina ) . No nic siadam na jednym poldupku i czuje ze koles wali przetrawka jak po parodniowej imprezie . Co zrobic , przeciez mnie sie zdazalo pachniec tak samo od czasu do casu :)
Samo miasteczko Issambija jest fajowe , to takie nasze Pobierowo , tylko ludzi duzo mniej , ulice pokrywa czerwony piasek , w nocy wylaza zaby wielkosci malych kurczakow i ogolnie super miejsce na parodniowy odpoczynek . Pelno surferow smigajacych po falach , a ja pije piwko i mocze tylek w oceanie . W czwartek ruszam do Rio de Janeiro , 30 h w autobusie bedzie wesolo .
PS. Foty wrzuce pozniej bo na wsi internet dziala jakby nie dzialal.
Specjalnie dla kolegi Jarziny anegtoda na temat brazylijek ktora opowiedzial mi pewien angol w hostelu w Salvadorze a mianowicie : jeden brazylijczyk naopowiadal mu ze brazylijki tak lubia bialych a zwlaszcza anglikow ze wystarczy podejsc i powiedziec : jestem z Anglii , objac ja i zaczac calowac a ona odlatuje i jest w pelni twoja . Anglik jak to Anglik nie skumal ze koles robi sobie z niego jaja , podszedl do pierwszej ladnej brazylijki i zabiera sie do roboty . Dlugo nie trwalo jak dostal plaskacza od panny i musial wykonac szybka ewakuacje . Pozdro dla wszystkich .