No i dotarlem do Mendozy ,ale oczywiscie nie obylo sie bez trudnosci czyli : czekamy na dworcu w Buenos a autobusu ani widu ani slychu , obsluga z biura nie gawarit po anglijski wiec prubujemy lamanym hiszpanskim i wychodzi nam ze bedzie male opoznienie bo cos tam . W koncu pojawia sie pan anglojezyczny i oznajmia nam ze zostaniemy zabrani malym autobusem poza Buenos i tam przepakowani do normalnego .
Ok lepsze to niz nic , problem w tym ze kierowca malego autobusu nie za bardzo zna miasto i zabladzil , wiec platamy sie 3 h po Buenos Aires jak wycieczka krajoznawcza .
W koncu sukces , jest duzy autobus , wsiadamy i jedziemy . Juz prawie dojazdzamy do Mendozy gdy autobus zjezdza na pobocze i kaza nam sie przesiasc do podstawionych busow ktore dowioza nas do miasta . Na dworcu w Mendozie organizujemy strajk ,nie ruszymy sie dalej bez rozpatrzenia naszej reklamacji . Prym wiedzie starsze malzenstwo z Kanady i Amerykanka ,ktora rozchorowala sie w trakcie podrozy wiec jest tak wkurwiona ze najchetniej pozabijala by cala obsluge . Po godzinie okupacji dworca zwracaja nam polowe ceny za bilet ( chca sie nas pozbyc ) ,my zadowoleni bo mamy ekstra kase na 2 dobre kolacje z winem .
Co do Mendozy - otoczona winnicami prowincja produkuje 70% argentynskiego winna , wiec wino jest wszedzie , nawet na wystawie sklepu gorskiego miedzy czekanami stoja butelki wina . Mendoza to takze miejsce startu na Aconcaque , nie dla mnie tym razem , brak sprzetu i funduszy ,ale jeszcze kiedys tu wroce . W zamian za to w czwartek wbijam sie do schroniska gorskiego 100 km od Mendozy i ruszam na 3 dniowy treking w Andy ,w koncu bez towarzystwa tlumow .