Ruszamy rano po przeprawach z paniami z biura , ktore chcialy rozbic nasza grupe aby zarobic wiecej kasy , ale my sie nie dali i jedziemy .
4 dni w jepie , 1000 km po bezdrozach asfaltu nie uswiadzczysz , caly czas na wysokosci miedzy 3000 mnpm do 5000 mnpm . Piach , snieg , najwieksze na swiecie jeziora solne lamy , pikunie , flamingi i inne zwierzaki . Jak do tej pory najfajniejsza czesc calej mojej wyprawy . Boliwia tak inna od Brazylii , Argentyny . Biedna , kolorowa , pelna kolorowych wiecznie usmiechnietych ludzi. Nasz kierowca Alberto ( mistrzostwo swiat w pokonowywaniu przeszkod terenowych ) i jego dziewczyna Mallena , ktora na postojach gotuje lokalne potrawy . Choroba wysokosciowa , ktora nie pozwala zasnac , i lokalne sposoby na jej usmierzenie . Cale dnie zuje koke ( nie jest taka zla ) , pije wieczorami miejscowe ziolka , i mimo tego ze przyplatuje mi sie jakas grypa to udaje sie przezyc .
Do okola w zaleznosci od etapu : gory w stylu Kolorado w Stanach , wawozy , wulkany siegajace ponad 6000 mnpm ( niektore jeszcze czynne ) , kolorowe laguny pelne flamingow , zagubione w gorach wioski z dzieciakami ciekawymi turystow , salary czyli jeziora wielkosci 12000 km2 pelne soli , ktora Boliwia eksportuje . 4 dni bez mycia , wygod czyli to co chlopcy lubia najbardziej .
Nasza ekipa sprawdza sie w 100 % , ludzie fajni , ciekawi , podrozujacy od miesiecy , bez fochow znoszacy niewygode , codziennego siedzenia w jepie po 10 h .
Nasza boliwijska para , ktora uwielbia Dr Albana , Modern Tolking i muze w stylu Manieczki , opowiada nam wiele ciekawych rzeczy o Boliwii , ciezkim zyciu w tutejszych gorach , poswieceniu , zwierzetach i polityce . Nie da sie ukryc ze wszyscy jestesmy zauroczeni tymi ludzmi .
Zdjecia z tej wyprawy sa odlotowe , dolacze jak tylko bede mogl , bo nie wiadomo czemu nie spotkalem jeszcze w Boliwii komputera z USB .