Siedze w kafejce internetowej w Cusco i nadrabiam zaleglosci we wrzucaniu zdjec , czekjac az bede mogl dostac sie do hostelu ( check in 12:00 ) . Podroz z Copacabany nie nalezala do latwych i milych . A mianowicie w Copacabanie kupujesz bilet do Cusco co wcale nie oznacza ze wsiadasz do autobusu w jednym miescie i wysiadasz w drugim.
Najpierw laduja cie do minibusa ktory wiezie cie na granice z Peru , wysiadasz i idziesz do imigration po pieczatki i inne formalnosci , przekraczasz granice i tam facet z biura w ktorym kupiles bilet szuka jakiegos autobusu w ktory moze zapakowac podopiecznych , znalazl wiec jedziemy do Puno , gdzie znowu wysiadka i idziemy na dworzec gdzie facet bukuje bilety na autobus do Cusco . Sadze ze na calej tej zabawie zarabiaja 30% , co nie jest bardzo duzo , ale kazdy musi jakos zyc . Oczywiscie przy kupnie biletu obiecuja ci super autobus z wc , tv itp a rzeczywistosc jest troche inna . Co do autobusow w Peru to nie istnieje pojecie pelnego autobusu , zawsze sie ktos zmiesci .
Peru - pierwsze wrazenie z drogi i samego Cusco niezbyt pozytywne , na ulicach i dworcu syf jak nie wiem co . W zwiazku z tym ze dojechalem do Cusco o 5am , przeczekalem na dworcu 2h i postanowilem przejsc sie na pieszo do centrum gdzie jest moj hostel. Okolica przechadzki niezbyt ciekawa , pelno zakapiorow i niezbyt milych spojrzen , ale jakos dotarlem do historycznego centrum , ktore jest super , stezenie zabytkowych budowli i waskich uliczek iesamowite .
Zobaczymy co bedzie dalej w Peru , pojutrze cisne na Maczupiczu ( jak mowi niejaka Agata z Dublina :)